Trudne zadanie stało przed władzami chorzowskiego klubu, by po spadku z Ekstraklasy skompletować kadrę, która będzie w stanie powalczyć o powrót do elity. Wiadomym było, że nie uda się zatrzymać wszystkich, którzy stanowili o sile zespołu, który całkiem przyzwoicie prezentował się w końcówce ubiegłego sezonu. Szczególnie bolesne były odejścia Josemy i Wójtowicza, którzy byli bardzo ważnymi ogniwami w zespole Janusza Niedźwiedzia. Nieco mniej tęsknić będziemy za Dadokiem i Stępińskim, którzy mogli zostać w Chorzowie, ale nie skorzystali z tej opcji. Jeśli dodamy do tego Stipicę to widzimy, że na „dzień dobry” odeszła połowa wyjściowej jedenastki. Wiedzieliśmy, że po kolejnej zmianie ligi czeka nas kolejna rewolucja kadrowa.
Długo musieliśmy czekać na pierwsze dobre wieści transferowe z Cichej. Z pewnością wszystkich fanów ucieszyła informacja o przedłużeniu współpracy z Novothnym, który pomimo ofert z Ekstraklasy czy zza granicy zdecydował, że chce kontynuować karierę w Ruchu. Ciężko jednak sklasyfikować to jako faktyczny transfer. Liga zbliżała się nieubłaganie, a u nas nadal panowała cisza. Czy była to cierpliwość działaczy czy mamy w tej chwili tak słabą pozycję negocjacyjną, że jesteśmy dla zawodników klubem drugiego lub nawet trzeciego wyboru? Wydaje mi się, że prawda leży gdzieś po środku – z jednej strony nie chcieliśmy brać pierwszych lepszych piłkarzy, a z drugiej Ci których chcieliśmy mieli również oferty z innych klubów. Na pewno cierpliwość kibiców została wystawiona na próbę i wielu z nich poddawała już w wątpliwość kompetencje klubowych działaczy. Po zamknięciu okienka już możemy się pokusić o pierwsze podsumowanie i ocenę poszczególnych zawodników:
Bramkarze – Szymański został sprowadzony jako bezpieczna opcja, ale wciąż czekaliśmy na prawdziwą „jedynkę”. Były zawodnik Widzewa dostał swoją szansę i w pierwszych meczach spisał się dobrze. Przede wszystkim w meczu ze Zniczem, w którym ratował drużynę w kilku beznadziejnych wręcz sytuacjach. Czuć jednak było, że wszyscy czekają na jego błąd, by do bramki mógł wskoczyć sprowadzony z włoskiej Parmy Martin Turk. Błąd i to nie jeden przytrafił się Szymańskiemu w meczu z Wisłą. Tu jednak trzeba wziąć nieco w obronę naszego bramkarza. Ciężko wychodzić na boisko wiedząc, że gdy tylko popełnisz błąd wypadasz ze składu. Skoro sztab szkoleniowy był zdecydowany, że numerem 1 będzie Turk, to po co czekać na błąd i stratę punktów? Czy ktoś tam naprawdę wierzył, że pod taką presją Szymański będzie bezbłędny do końca sezonu? No cóż, mleko się rozlało, a dziś między słupkami jest już utalentowany Słoweniec, który może być jednym z naszych najciekawszych transferów ostatnich lat. Reprezentant Słoweńskiej młodzieżówki, chwalony niegdyś przez samego Gigi Buffona – gdyby takiego transferu dokonał klub z czołówki Ekstraklasy to podejrzewam, że ogólnopolskie media rozpływałyby się nad tym jaki to cudowny interes ubił klub „X”. Turk w pierwszych meczach pokazał się z dobrej strony,wyróżnia się na pewno odwagą w grze na przedpolu, co nie jest takie oczywiste w przypadku młodych bramkarzy. Widać, w jego grze spore rezerwy, bo tak naprawdę dopiero uczy się seniorskiej piłki, ale jestem przekonany, że z tygodnia na tydzień Martin będzie coraz lepszy i nawet jeśli błędy mu się zdarzą to będziemy mieli z niego sporo pociechy i w przyszłości możemy na nim sporo zarobić. W linii defensywnej mieliśmy i chyba nadal mamy największy deficyt. Nie udało się w żadnym stopniu zastąpić Josemy i w jego roli występuje Maciej Sadlok. W zastępstwie za Stępińskiego mamy Lukicia, któremu póki co najlepiej wychodzi zbieranie żółtych kartek. Jako transfer obrońcy należy też odnotować sprowadzenie Konczkowskiego, który co prawda ostatnio grał jako wahadłowy, ale na tej pozycji zdecydowanie ciężko mu wykorzystać swoje atuty. „Konczi” robi swoje, widać, że to ograny zawodnik i przy jego nazwisku możemy postawić plusik. Łukasz Góra… nie pamiętam żeby ktoś tak szybko zapracował sobie na miano jednego z najgorszych transferów ostatnich lat. Jego gra w meczach ze Zniczem i Pogonią Siedlce pokazała, że ten zawodnik nie nadaje się do Ruchu. W defensywie popełnia kardynalne błędy, piłka w grze mu bardzo przeszkadza, a gdy rozgrywamy piłkę od tyłu to albo chowa się za rywalem, albo pokazuje by grać do innego zawodnika, byle nie do niego. W meczu z Łęczną pojawił się na ostatnie minuty i już po chwili zgubił krycie i straciliśmy gola na 3:2. Ja bardzo dziękuję, widziałem już dość i wolę już Góry w meczach Ruchu nie oglądać, mam nadzieję, że zimą znajdziemy mu nowy klub, a nawet jeśli nie to rozwiążemy z nim kontrakt, bo to niestety nie jest poziom Ruchu.
W linii pomocy mamy wręcz rewolucję, ale czy ta rewolucja wychodzi nam na dobre? Ciężko na tę chwilę jednoznacznie stwierdzić. Ventura początek miał raczej kiepski, dopiero w ostatnim meczu z Łęczną, gdy został ustawiony nieco wyżej jego gra wyglądała lepiej, ale czy ten trend się utrzyma? Zobaczymy. Nono przyszedł do klubu kompletnie nieprzygotowany, sił wystarcza mu maksymalnie na 50-60 minut meczu. Widać, że ma niezłą technikę i bardzo dobry przegląd pola, ale w I lidze wiele zespołów gra bardzo siłowo, przez co Hiszpan może mieć problemy. Karasiński to na tę chwilę nasz etatowy młodzieżowiec, który przyszedł z misją zastąpienia w tej roli Wójtowicza. Póki co radzi sobie przyzwoicie, ma jeszcze spore rezerwy, ale to też chłopak, który będzie się rozwijał z meczu na mecz. Mateusz Chmarek, gdy wchodził na boisko chciał chyba zrobić wszystko na raz i dlatego jego występy można podsumować słowem „chaos”. Na pewno nie można odmówić mu ambicji i gdy tylko uspokoi nieco swoje poczynania boiskowe to może się okazać solidnym zmiennikiem. Sprowadzony z Jagiellonii Białystok Wojciech Łaski miał z marszu stać się naszym podstawowym zawodnikiem. Nieźle zaprezentował się w Niecieczy, nieco gorzej w Gdynii, a w Płocku już w pierwszej połowie doznał kontuzji. Z jego oceną będziemy musieli się więc wstrzymać, ale mam wrażenie, że gdy wyzdrowieje, będzie regularnie i dobrze grał na jednym lub drugim skrzydle.
Pod sam koniec sprowadziliśmy jeszcze Mateusza Szwocha, Mo Mezghraniego, Filipa Borowskiego i w ostatnim dniu Jakuba Myszora. Szwocha już możemy ocenić pozytywnie, widać, że to ograny zawodnik, który będzie naszym liderem środka pola. Już zdążył zdobyć dwie bramki, a z czasem dołoży jeszcze pewnie kilka asyst. Takiego zawodnika w naszej kadrze zdecydowanie brakowało i możemy się cieszyć, że zarząd wykorzystał okazję i za darmo sprowadził tak dobrego zawodnika. Mezghrani wyszedł w pierwszym składzie na mecz z Łęczną i widać, że fizycznie jest świetnie przygotowany i będzie z pewnością robił dużo wiatru. Piłkarsko póki co wyglądało to średnio, ale można zwalić to na brak ogrania. Potencjał na pewno jest. Filip Borowski póki co zaliczył tylko epizod w meczu Łęczną, ale sprowadzenie 20 letniego obrońcy, który ma 24 występy w Ekstraklasie to na pewno sukces, a jako, że trener Szulczek dobrze go zna, to Filip szybko może wskoczyć do pierwszego składu i zagościć tam na dłużej. Osobiście sporo sobie obiecuję po sprowadzeniu Jakuba Myszora. Swego czasu w Ruchu wielu piłkarzy potrafiło się odbudować, bo nieudanych przygodach w innych klubach. Takim przypadkiem może być właśnie, Myszor, który ma „Niebieskie DNA” i wiele do udowodnienia. Miewał bardzo dobre mecze w barwach Cracovii i jestem przekonany, że już w najbliższych tygodniach pokaże trenerowi Papszunowi, że ten za szybko go skreślił.
Jak pisałem we wstępie – zarząd stał przed trudnym zadaniem i długo musieliśmy czekać na skompletowanie kadry – zbyt długo, bo dopiero teraz, po 8 kolejkach możemy powiedzieć, że mamy zespół na I ligę. Zespół, który w mojej ocenie należy do czołówki ligi i powinien być w stanie włączyć się do walki o awans. Czy można było choć 2-3 zawodników sprowadzić nieco wcześniej? Na to pytanie muszą już odpowiedzieć sami zainteresowani, ale punktów straconych na początku sezonu może brakować w decydujących momentach sezonu. Finalnie jednak personalnie wyglądamy nienajgorzej – moim zdaniem nawet lepiej niż w pierwszych meczach po awansie do Ekstraklasy, a na pewno lepiej niż po awansie z drugiej ligi. Inne też mamy warunki – finansowo jesteśmy w dużo lepszej pozycji niż dwa lata lemu, dlatego też oczekiwać możemy nieco więcej. W szkolnej skali okienko ocenię na czwórkę – jest dobrze, ale zadanie odrobione z lekkim poślizgiem. Przed trenerem Szulczkiem teraz misja szybkiego poukładania nowych klocków i odrabiania strat z początku sezonu. Nam pozostaje tylko trzymać kciuki za powodzenie tej misji.
Autor: Michał Piwoński